niedziela, 11 sierpnia 2013

630 km szczęścia

Ostatnio jak wiemy, pogoda nas rozpieszczała, aż za bardzo - temperatura rzędu 4x nie zachęca do ubrania kasku, o kurtce i reszcie nie wspominam....
W tzw międzyczasie Hanka przeszła przegląd - Pan badacz bardzo skrupulatny, ale uwag nie było  - mogę kolejny rok śmigać.
Tak się stało, że wszedłem w posiadanie kuferków made by Randal - szkopuł taki, że leżą w Żyrardowie razem ze stelażem......
Swój stelaż zamieniłem na bilety NBP - dołożyłem parę kolejnych biletów - zestaw mój :)

Niedziela 4:45 budzik drze "ryja". Wynurzam się spod kołdry i hop w ciuchy, ogień na tłoki kierunek północ.
Po drodze przekonałem się jak mokra jest mgła - "przelało" mi kurtkę, ale refleksy w czasie wschodu Słońca wynagradzały wszystko.
W Radomiu na Maku spożywam kawusię i lecę dalej.
Na 9:30 jestem na miejscu - godzinka montażu i ruszam do domu. Po drodze kanapeczki, nad rzeką i pipidówami lecę na Kraków.
Hania już stoi ubrana - zdjęcia dorzucę za tydzień - jak wyprostuje stelaż (to jeszcze zasługa poprzedniego właściciela).
Kolejna niedziela w siodle - pękło 630 km - przejechane na kostkach  i nie ogłuchłem - czyli jest OK :) 

1 komentarz:

  1. Świetny blog!
    Tematyka bardzo nam bliska, w prawdzie "kangóra" nie mamy (za to naThalie;)), ale trampkiem szalejemy :)
    Zapraszam do przejrzenia kilku naszych wypraw, nie tylko motorem www.in-outdoors.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń