poniedziałek, 29 czerwca 2015

Na Koniec Świata i nawet dalej - czyli Żółta Łodź Podwodna

Pora odrobić zaległości.
Żółta łódź podwodna czyli oficjalno-nieoficjalny zlot trampkowy. Tym razem bazę "alkoholową" ustalono w Jeziorsku nad jeziorem ( jak sama nazwa wskazuje). Jako że od listopada posiadam prawo jazdy był to mój pierwszy zlot dla wiqa nie pierwszyzna :P
Zlot zaczął się w piątek ale ze względu na pracę postanowiliśmy wyruszyć dopiero w sobotę rano.
Pobudka nie należała do najmilszych ale trza jechać - po drodze do Częstochowy (niestety S1 :(  ) obowiązkowa kawka na stacji. Na wysokości Koloni Poczesnej dołączył na nas KJU z Renią oraz jego brat z żoną i ot tak zrobił się taki rodzinny wyjazd :D
Zjechaliśmy z S1 na Blachownię i dalej już bokami w kierunku jednego celu - Jeziorska pomyślicie ??? Nie, naszym celem był Koniec Świata ! :)
Po drodze przerwa na następną kawkę, bo komu by się tam spieszyło - koniec świata zaczeka :)


Po następnych 100 km z hakiem i kilku dłuuugich prostych meldujemy się:


Kolejnym naszym celem był już sam zlot, więc po następnych 100 km meldujemy się na miejscu i rozbijamy namioty przy okazji sącząc zimne piwko :)
Teraz pozostało się przywitać - od razu nadeszli Krakusy, których miło mi było poznać - przy okazji Bugi świadomie może nie ochrzcił mnie nową ksywą - Młody Wilku :D ( zastanawiam się nad zmianą z Młodszego :P )
Po oficjalnym zameldowaniu się i wpłaceniu opłat za kamping ruszyliśmy w stronę restauracji gdzie w 5 min po wybraniu obiadu go otrzymaliśmy - nie wiem słyszałem że inni czekali dość długo no cóż mieliśmy farta :P
Następne godziny to oczywiście nowe osoby (dla mnie), rozmowy, piwko itd. kilka wspomnień z wyprawy do Albanii od kolesia (colles) itp. 
Jako że był to zlot (dla niektórych nie)  pospolite ruszenie postanowiło wykonać zlotową fotkę wyszło tak:

No cóż.... :P
Zbierało się na burzę, i jakoś nie miałem weny dalej siedzieć więc poszedłem spać - z tego co wiem chłopaki poszli siedzieć do ogniska a tam się działo ale nie wiem nie byłem :P
Poranek nie zachwycił nas pogodą ale postanowiliśmy się zbierać dość wcześnie bo koło 9. Więc pora zacząć się pakować:


Od nadmiaru wrażeń zapomniałem gdzie mam kierownice w trampku :

 
W drodze powrotnej mieliśmy zwiedzić muzeum militarne wyszukane na mapie tych okolic - okazało się to jedynie prywatną kolekcją która raczej nie była do oglądania w każdy dzień. Bocznymi ( lecz asfaltowymi) drogami dotarliśmy do Częstochowy gdzie pożegnaliśmy się z ekipa z Olkusza a my zaś S1 ( :( ) przelotem wróciliśmy do domu.