piątek, 17 lipca 2015

Weekend od czwartkowego popołudnia, czyli jedziemy w Beskid Niski - część pierwsza i nie ostatnia

Na forum transalpowym można przeczytać sobie relację wilqa w tego wypadu, postanowiłem napisać również swoją - czemu ? Bo mi sie nie chce kopiować :P
Link do relacji wilqa

Zacznijmy od początku na zlocie w Jeziorsku podło pytanie Młody co robisz 17-19 lipca - mówię że nie wiem, bo można by pojechać w biesy, więc postanowione.

16 lipca godzina ok. 15 45
Siedzę spakowany do drogi i prażę się w kurtce, spodniach, butach w 30 stopniowym upale przed firmą wilqa

Po 15 min wreszcie nadchodzi wilqu - wreszcie bo bym się tam roztopił chyba, pakuje Afrę i lecimy w stronę Zawadki Rozwadowskiej a więc naszego celu do przejechania ok. 250 km. Trasa minęła dość gładko aczkolwiek początek był męczący. W Zawadce meldujemy się ok 21 i po wypakowaniu gratów i przywitaniu wszystkich obecnych zasiadamy do browarzenia  i nie tylko :P spać poszedłem koło godziny 1 :)
 



Rano po wyjściu z chatki oczom moim ukazała się wielka czarna chmura - Myślę sobie "to sobie pojeździliśmy dziś" ale o dziwo burza przeszła szybko trochę popadało i zaczęło nawet wyglądać słońce a więc czas ruszać.
Wpierw na granicę Słowacką zalać wachę do pełna a następnie na trasę która opiewała wypada za granicę lekkim offem i wjazd do Paloty gdzie stał czołg, a czołgi są fajne także czas na foto :






Po zakupieniu w okolicznym sklepie dobrych trunków (sprzedawanych przez bardzo sympatyczna ekspedientkę - aż na trunkach się skupić nie mogłem - dopisał wilq) na wieczór pojechaliśmy w stronę wielkiej pętli Bieszczadzkiej i i spokojnie ją pokonaliśmy :)







Po drodze wpadliśmy do muzeum kolejki wąskotorowej gdzie Hanka powiedziała że nie chce jechać. Cóż nie to nie idę zwiedzać muzeum :) Panowie na "bramkach" wpuścili nas darmowo ( nie wiem czy to norma czy nie ale dzięki ) Kilka następnych zdjęć:







Wróciliśmy a Hanka dalej marudzi że nie chce jechać ( kręcę, kręcę i nic ) zapaliła ale jakoś tak nie mrawo idzie - obrotomierza brak - diagnoza moduł umiera. Rozbieramy kanapę kilka poruszeń modułami i wtyczkami odpala od strzału - no cóż trza kupić nowy.
Jedziemy dalej w końcu docieramy nad Solinę gdzie gryzie mnie trzmiel czy coś podobnego - dobrze że nie osa czy inne bardziej bolesne skrzydlate sku******o :P ( sorry dla fanów os )
Czas coś zjeść ale jesteśmy przygotowani nowo otwarta knajpa w Myczkowcach obok Soliny ( następna zapora ) prowadzona jest również przez trampkarza niejakiego Obcego
Link do fanpage restauracji

Poznaliśmy właściciela, zamówiliśmy obiadek a tu nagle na stół wchodzą flaczki jako przystawka ( przystawka w porcji tak dużej że spokojnie mogła by być obiadem ) i nie nie było pomyłki po prostu taki gratis od właściciela - dzięki :) Następnie na stół wpadł obiad główny - zamówiłem kotleta schabowego - powiem tak wiele kotletów zjadłem w życiu ( w restauracjach jem tylko kotlety w zasadzie) ale tak wielkiego kotleta nigdy nie widziałem :D a do tego w smaku super ! Polecam serdecznie tę knajpę !




Po obiadku nasmarowaliśmy łańcuchy i ruszyliśmy już w stronę Zawadki, po drodze widzieliśmy jak zbliża się srogi deszcz ale nas złapało jedynie kilka kropel. Przy okazji w Afryce zepsuły się kierunkowskazy więc wilq stosował metodę z czasów Ogara - łapa w bok :P

Dalej to już tylko jazda po fajnych winklach i do Zawadki, gdzie słodzić trzeba piwo co je ze SK wieziemy i można się oddawać rozrywkom, takim jak Scrable na kocyku wieczorowa porą:




Można też poczytać książki:




A potem to wieczorna alblucja, którą dokonujemy w kolejności:

- pobieranie wody najprawdziwszym żurawiem:



pamiętając, że przy studni:



- potem 



i na koniec


Po tych czynnościach piwo już będzie odpowiednio schłodzone, a my gotowi na wieczorne Polaków rozmowy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz