sobota, 5 września 2015

Wakacyjna wyprawa - dzień czwarty: Mazirbe, Ryga, Ligatne, Cesis

08.08.2015

W czasie wieczornych rozmów  z rumuńskim bajkerem dowiadujemy się o cmentarzysku statków, które co prawda już minęliśmy, ale przez półwysep w poprzek idzie taka piękna szturuwa, że grzechem było nie nadłożyć parę km.

Pierwsze parę km jedziemy w 3 motocyklowej eskadrze, potem na mój znak    (tzn załączyłem kierunkowskaz), łapa w górę na pożegnanie i ogień w szuter - ot taki dobry dodatek do śniadania  :at:

Po jakiś ok 15 km jesteśmy z Mazirbe. Skąd to cmentarzysko łodzi, otóż był zwyczaj, że wyeksploatowane łodzie holowało się w morze i podpalało, władze wydały zakaz takich praktyk i coś trzeba było zrobić, no to ludziska zaczęli je gromadzić w jednym miejscu.
Na chwilę obecną w lesie można znaleźć jedynie kilka kadłubów, ale efekt i atmosfera miejsca jest naprawdę niepowtarzalna.





Dalej czekało na nas sporo km - w tym objechanie Rygi. Z objechania wyszło tyle, że przeszliśmy przez miasto dokładnie środkiem - zdjęć nie ma, na filmie jest kilka ujęć (tak czytacze, na koniec będzie jak zwykle smakowity film poskładany przez Młodszego).

Docelowo jedziemy co Cesis, ale oczywiście nie może być tak, że pojedziemy tam ot tak po prostu. W ramach poszukiwań ciekawych miejsc trafiłem na zdjęcie fajnego drewnianego promu na największej rzecze Łotwy Gauji w Ligatne i zachciało mi się nim przepłynąć - wyczytałem, że cena to 0,5 euro więc tym bardziej spoko...

Czekamy więc na nasz prom:



i się nim przeprawiamy - warto zaznaczyć, że jest to największa rzeka Łotwy:



Taka drobna uwaga co do promu - nie kosztowal 0,5 tylko 3,5 euro:vis:

Dalej szutrówką jedziemy do celu. Znajdujemy pole namiotowe nad rzeką, gdzie w czasie meldowania dowiaduję się, że to był najcieplejszy dzień na Łotwie.
Cóż potwierdzam było, ciepło, ale o tym później - czeka nas jeszcze mała przejażdżka.
Kawałek za miastem są czerwne klify schowane w lesie.





Na klifach ustalamy, że jedziemy do miasta na małe zakupy, karmienie nas i motocykli.

Po obiadku przejeżdżamy koło zamku...tzn ja nawet staję, Młody dojeżdża i pada hasło - pier.....c zamek idziemy popływać - to tak odnośnie temperatur.

Na kampie schłodziliśmy się zewnętrznie i zaaplikowaliśmy dawkę wewnętrznie chłodzących elektrolitów chmielowych :smile:

Wieczorem poszedłem jeszcze połazić nad rzeką, na samym końcu kampingu stał GS na niemieckich blachach - z racji mojej gadułowatości stwierdziłem, że pójdę pogadać z naszym zachodnim sąsiadem. Pierwsze gadka się za bardzo nie kleiła, ale po czasie okazało się, że Pastor (tak się przedstawił) własnie wraca z Nordkapu, co więcej ma polskie korzenie i swojej moto-korzenie ma również w hondzie. Zrobił ponad 100kkm na afryce (kupionej w salonie), którą naprawdę miło wspominał (komentując do BMW). Grzecznie się pożegnałem i polazłem do naszego namiotu.

Za parę chwil przychodzi do nas ów Niemiec pomacać moją afrykę i zaprosić nas na wino - tego się nie spodziewałem. Oczywiście idziemy. Rozmowa miła, ale to nie to samo co wieczór wcześniej z rumuńskim kolegą - czuć dystans. W czasie sączenia wina Pastor pochwalił się, że zaraz po powrocie wystawia swojego GS i kupuje nową, śwież pachnącą Africe - też bym chciał tak po prostu iść do sklepu z Afrykami i kupić sobie jedną...

Osuszyliśmy wino do końca i udaliśmy się wszyscy na kolejny, w pełni zasłużony odpoczynek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz