niedziela, 5 maja 2013

Polak, Węgier dwa bratanki czyli Magyar Transalp Rally 2013

Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią - będą relacje z weekendu majowego - Roztocze może chwilę poczekać - pierwsze będą Węgry z Rajdem Transalpa.... na świeżo chcę się podzielić (wróciłem 2 godziny temu - pranie jeszcze w pralce jak to piszę).
Dzień 1 - 02.05.2013
Start wyjazdu planowany był na wczesny poranek 2 maja - oczywiście nie była obsówa, najpierw na pakowanie, potem piękne oberwanie chmury i burza nad Bielskiem bardzo starała się pokrzyżować mi szyki. Bardzo się pogoda starała abym nie pojechał...nie dałem się i ok 10:20 ruszyłem z  domu. Ciuchy na kurtkę moto ortalion, kamizelka odblaskowa i można jechać. Kierunek na dziś Budapeszt. ETA koło 16:00 (prawie się udało - ale o tym później). Opuszczam rogatki Bielska jadąc DK69 i niewiele brakowało, a cały wyjazd zakończyłby się jakieś 15 km od domu...ale bez szczegółów - w każdym razie LUDZIE UŻYWAJCIE KIERUNKOWSKAZÓW!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (szczególnie czerwone punta).
Dojeżdżam do Żywca - przebija się słoneczko - jest nadzieja :) dalej do granicy w Korbielowie droga schnie, słoneczko się przbija - ogólnie będzie dobrze. Pierwszy piss-stop na granicy, gdzie na odjezdnym sympatyczna para studentów robi zdjęcie mojej osobie:
Dalej przez już "tylko" Słowacja i Węgry. Pierwsza przerwa na Słowacji to Oravski Podzamok (obowiązkowa fota):
Deszczyk jeszcze straszy więc nie rozbieram się aż do Bańskiej Bystrzycy. Gorąco polecam przejazd przez góry między Różemberokiem a Bańską - jest cudnie, w ciort zakrętów i świetne widoczki (zdjęcie w opisie powrotu.
W Zvoleniu tankowanko (konsumpcja na poziomie 4,2/100 jest bardzo OK) - poprostu spokojna jazda robi swoje.
Dalej już w słoneczku pomykam do granicy z Madzirstanem - gdzieś w polach przerwa na konsumpcję - sielanka po prostu:
Tutaj piszę sms-y do wszystkich, w tym do Agi (mojego hosta w Budapeszcie) - wszystko jest pod kontrolą - tylko mam bezpiecznie dojechać - tutaj już zaczynam czuć zmęczenie - to moja pierwsza taka dłuższa trasa na 2oo - ale skoro piszę, tzn, że dałem radę :)
Jedziemy dalej, w końcu parę km jeszcze to zrobienia. Granicy w jakiejś wiosce "zabitej dechami" ale pięknie położonej wśród wzgórz. Pierwsza stacja- kupuję winietkę (na Słowacji motocykle nie potrzebują) - całe 1470 forintów i można śmigać po autobanach.
Droga wiedzie pięknymi wzgórzami nad Dunajem - szeroko, kręto - ogólnie "jest git".
W pewnym momencie widzę ograniczenia prędkości 80, 60, 40 - zwężka roboty drogowe na moście, wahadło ze światłami - ale przelatuje na końcówce zielonego.... jakieś 200 metrów dalej pan w mudurku radośnie do mnie macha, cóż zrobić grzecznie hamuje, kierunkowskaz, stop. Wyłączam silnik, szczęka w górę i słyszę jak gość się produkuje w ich wspaniałym języku - po angielsku mówię  że ja nie pojmuję tego bełkotu - na to pada odwiedź: "motor papiren". OK - daje dowód rejestracyjny, gość studiuje go z każdej strony i znów swoje bełkotanie - domyślam się, że o prawko chodzi - daje, gość szczęśliwy, że ja go rozumiem... (niech będzie taka wersja) - w każdym razie to była zwykła rutynowa kontrola - oddali wszytko i życzyli szerokiej drogi (chyba - równie dobrze mogli mnie od nie wiem czego wyzywać ale bardzo się uśmiechali).
Dalej to autobanowy dojazd do centrum miasta - w mieście korki, a ja muszę pod Most Łańcuchowy dojechać - tam Aga mieszka.... Było ciężko, było gorąco, było duszno - ale dotarłem. Jeszcze tylko poszukiwanie miejsca do parkowania. W czasie błądzenia po uliczkach spostrzegłem miejsce gdzie stało kilka moto, a koło zielonej  Kawy kręcił się właściciel - no to podchodzę do niego i pytam co i jak.
Jak się okazało trafiłem idealnie - oficjalnie za parkowanie w centrum trzeba płacić, ale tylko na drodze, tutaj był szeroki chodnik, gdzie parkować nie wolno - ale i tak to wszyscy robią (nikt za to nie kara) i to uczyniłem wjeżdżając na miejsce Kawy. Dodatkowo miejsce było obok banku więc monitoring gratis o czym oczywiście sympatyczny Węgier powiedział.
Późniejszy fragment poszukiwania mieszkania Agi przemilczę - bo same kropki by były (cenzura). Po telefonie i pomocy udało się - dotarłem do właściwego miejsca. Długi zimny prysznic - miałem wrażenie, ze lekko się przegrzałem. 
Zwiedzanie miasta było bardzo krótkie bo przed i w ulewie - ale było fajnie :)
Wieczorem jeszcze zdegustowaliśmy butelkę Tokaju i o 23 zakończyłem dzień pierwszy.


Dzień 2 - 03.05.2013

Wczesna pobudka, pakowanie, śniadanko i w drogę - plan bojowy na dziś - Balaton i na kemping w  Dunapataj (roboczo Dunajpatataj).
Jeszcze w Budapeszcie karmię Hanię - dolewam oleju - zażerała trochę mimo, że nie powinna - ale trudno (olej był droższy niż paliwo, które wlałem). Kierunek południe z lekkim odchyleniem zachodnim - jadę krajówkami, wzdłuż Dunaju - wokół równo jak stół - i gdyby nie wiszące nad horyzontem chmury byłoby bosko.... cóż - za pięknie być nie może... jakieś 20 km przed  Siofok dopada mnie ulewa - przebieram się na przystanku autobusowym - moto stoi na zewnątrz (takie malutkie mają wiaty).
Nad Balatonem już słoneczko - ale wiaterek urywa głowę razem z kaskiem - za to widoczek miodzio:
Po deszczyku pod wiatą (wyglądająca na nieczynny jeszcze bar) zatrzymałem się na smarowanko łańcucha. W międzyczasie podjeżdża auto - wysiada gość koło 50-tki - jak się okazało właściciel baru, który będzie czynny lada dzień. Pyta czy wszystko ok - w ogóle gadka szmatka wychodzi, że facet też powozi 2oo - ma HD. Ja się powoli zbieram, wtem gość ze szklanką kawy wyskakuje - masz napij się i gadamy dalej.... po jakiś 20 min ruszam - oczywiście za kawę mimo, że chciałem nie zapłaciłem w końcu też na moto jeździ ... sympatyczni....
Dalej prosto na wschód do Dunajpatataj - gdzie koło 14:00 docieram - i tu niespodzianka - więcej naszych z TCP niż Węgrów (tak było gdzieś do 18:00). Powitanie palinką - hasło przewodnie wieczoru to kooorwa  palinka. W międzyczasie sesja zdjęciowa Hani z siostrą:
z profilu:
z młodszym rodzeństwem (650-tki):


Koło 19:00 pyszna kolacja - zupa rybacka - coś jak pomidorowa z rybami i papryką oraz dużą ilością śmietany - pycha :)

Po 21:00 Shrek (główny organizator) oficjalnie rozpoczyna zlot - każdy dostał koszulkę MTR 2013, a nas Polaków ugoszczona szczególnie - butelką Palinki z etykietką "Polak, Węgier dwa bratanki" - bardzo sympatycznie.

Potem była impreza - więc, kto nie był ,niech żałuje i na tym kończymy dzień drugi.

cd nastąpi :)









1 komentarz: