Pokazywanie postów oznaczonych etykietą honda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą honda. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 maja 2015

Słowackie deszcze

Sobota 9 maja godzina przed 12, pomyślałem że można by się gdzieś wybrać, pogoda nie była jakaś zbyt dobra, jednak nie chcąc siedzieć w domu postanowiłem odwiedzić na chwilkę Słowację.
Plan był taki aby wybrać się odwiedzić małą fatrę - nie udało się ale o tym potem :P
Standardowo udałem się do Wisły trasą przez Górki Wielkie ( bo przecież nie będę dwu pasem jeździł :D ) z Wisły na Kubalonkę i tu pierwszy zonk - zaczyna kropić, ale mówię tak "jadę, zobaczymy co będzie dalej". Tak jadąc i obserwując chmury przybywam do Rajczy gdzie miałem 2 opcje - pakować się w pewny deszcz w okolicach Żywca lub przeczekać gdzieś i może pojechać dalej - wybrałem opcję nr. 2 Moim schronieniem przed deszczem stała sie opuszczona knajpa na granicy PL-SK.



Najczarniejsza chmura przeszła z dość dużą ilością deszczu więc postanowiłem ruszyć na spokojnie, bo po mokrym. Lekko się ochłodziło więc myślę włączę manetki, nagle motocykl gaśnie (tak jakby paliwo przestało dopływać) myślę sobie no ładnie. Szukam, dzwonię do wilqa - mówi żeby  poprawić wężyk od kranika, robię to ale motocykl dalej nie odpala ehh lekka panika ? Patrzę a tu przypadkowo wyłączyłem zapłon włączając manetki, nie wiem czy to przez ustawianie kierownicy, czy przez ostatnią glebę ale jakoś się przestawiło. Załączam zapłon, Hanka odpala bez żadnych problemów i lecę dalej. Niestety doganiam czarną chmurę i jadę w dość srogim deszczu, staję więc na przydrożnym przystanku w środku lasu (spełniał on również rolę miejscowego kasza na śmieci)



Deszcz ustaje, więc jadę dalej, ale cały czas ścigam czarną chmurę, podejmuję decyzję "nie dziś, nie teraz, jeszcze tu wrócę..." Obracam się o 180 stopni i widzę że w drugą stronę nie będzie tak źle.
Ustalam cel alternatywny - jezioro Orawskie (Oravská priehrada). W okolicach Namestowa znów zaczyna padać, ale nie odpuszczę bez foty przy jeziorze (zresztą bardzo ładnym). Jadę szukając fajniej miejscówki i wreszcze trafiam na mały taras widokowy przy samej zaporze i w tym momencie nagle przestaje padać - to znak że to to miejsce, a więc cykam foty.





Tysiące muszek które nie były jakoś specjalnie groźne  kłębiły się w "chmurach" a że było tam bardzo cicho usłyszeć można było jak jezioro bzyczy ( nie mylić z bzykaniem)

środa, 24 grudnia 2014

Wigilijne kilometry - czyli zdążyć przed pierwszą gwiazdką

24 grudnia - karp już nie pływa, choinka gotowa - temperatura 10 na plusie i do tego słoneczko - trzeba przewietrzyć gaźniki i wypuścić trochę CO2 do atmosfery.

Na spokojnie pojechaliśmy na Przegibek, potem przez Wielką Puszczę, gdzie była krótka sesja foto:

Na zdjęciu obie moje towarzyszki sezonu - obie piękne i obie dają radość...no cóż tak to jest z tymi motocyklami....
Wracając do wyjazdu to sprawdziliśmy też jak mają się rybki nad j. Żywieckim - na plazach pusto więc rybki spokojne, gdyby nie dwóch takich co przyjechali się polansować :




Do domu wróciliśmy przed pierwszą gwiazdką...a Wam spokojnych świat i bezpiecznego sezonu 2015 życzy (już) ekipa blogu transalpem.blogspotcom - czyli wilq.bb i Młodszy.


sobota, 15 listopada 2014

Pierwszy trip - czyli Honda Transalp i Africa Twin w Beskidach

Jak wcześniej pewnie część z Was przeczytała w rodzinie jest Hania i Babcia... no i 2 jeźdźców, więc trzeba pojeździć, bo pogoda nas rozpieszcza - połowa listopada i takie temperatury....grzech nie skorzystać chociaż słoneczka trochę brakowało:

Pięknie razem wyglądają, czyż nie?

Pojechaliśmy z bratem do Brennej pod same wyciągi na końcu miejscowości - na parkingu, parę fotek zrobionych:

Dalej przez Ustroń, do Wisły, na Kubalonkę:


Odwiedziliśmy - a raczej przemknęliśmy obok pałacyku prezydenta, pod skocznią w Malince, gdzie słoneczko zaczęło się przebijać.
Pod Cienkowem akurat nawinął się ochotnik coby nam fotkę strzelić - to skorzystaliśmy:


Przejazd pod Salmopol i dalej do domu odbył już w pięknym jesiennym słoneczku - jak na 15.11 nie można mieć kompletnie żadnych pretensji co do pogody!

Do tej pory Młody tylko składał filmy....w tym (który oczywiście też składał) już gwiazdorzy na Hani....i tak ma być spokojnie i bezpiecznie.


niedziela, 2 listopada 2014

Coś się kończy i coś się zaczyna - czyli "żegnamy" Hanie, a witamy Babcię

Jak wiadomo jazda na motocyklu to najprzyjemniejsza rzecz jaką można robić w ubraniu.... Raz spróbujesz i albo to znienawidzisz, albo pokochasz.
Tak się składa, że mój brat po raz kolejny został przeze mnie zarażony moto-chorbą. Wcześniej zaraziłem go rajdami samochodowymi.
Od wakacji robił prawo jazdy, egzamin zdał śpiewająco w pod koniec października (pogoda w tym roku była łaskawa).
Skoro ma już "lejce" to trzeba by konia znaleźć dla niego...wybór był oczywisty Honda Transalp - tyle tylko, że ceny trampiszonów poszły bardzo w górę przez te 2 lata od kiedy Hankę kupiłem, poza tym jak coś godnego uwagi było, to na drugim końcu Polski.

W czasie poszukiwań trochę zmieniłem zapytanie na "tablicy" i okazało się, że w Bielsku stoi ONA...te piękne oczy, ta mordka....zawsze mi się marzyła, bo to w końcu legenda Dakaru jest....
Pojechaliśmy  pomacać - ma swoje wady, ale 6 w Polsce, 6 lat w jednych rękach....no i cena też bardzo atrakcyjna, bo właściciel kupił sobie na 40te urodziny dużego GS-a i trzeba było zrobić miejsce w garażu.

Po powrocie narada bojowa i decyzja - Hania idzie w ręce Młodego, a ja przesiadam się na "Babcię".
Następnego dnia rano pojechaliśmy podpisać umowę i odebrać.....co no oczywiście, że Hondę - ale tym razem jest to Africa Twin RD03 - czyli nie wielka zmiana, ale jednak. Ciutkę większy silnik, inne kąty w zawieszeniu, cysterna zamiast baku....

Proszę Państwa oto ja i ona:


Po takiej zmianie wypadałoby też zmienić bloga...ale Hania została w domu i pewnie większość tras będziemy pokonywać razem z bratem.

Poza tym z bycie trampkarzem, to stan umysłu, a nie moto pod tyłkiem - a do tego trampkarz i afrykanin to bracie w drodze i Hondzie.

sobota, 14 czerwca 2014

Jura Rally - czyli translpem zrobisz to o czym inni mogą pomarzyć

Po powrocie z Lipy nic już nie było  takie samo - zlot super, ludzie jeszcze bardziej - ciężko na tryb codzienny się przestawić....
Jakiś czas po zlocie dzwoni do mnie Kju z tekstem słuchaj jest rajd nawigacyjny na Jurze (czyli prawie w domu) jedziemy?
Tydzień później już byliśmy zgłoszeni.
Nastał dzień rajdu - sobota...pobudka o 6 rano w dzień wolny nie jest konieczne przyjemna, ale co zrobić.
Przebijam się przez pusty Kraków - potem ok 100 km do bazy rajdu i parę chwil po 8 rano melduję się na starcie - Kju jeszcze w drodze, więc część formalności załatwiam  i czekam...
Są - decydujemy się na szybki start i to była dobra decyzja - o czym przekonamy się później.
TA były aż dwa - reszta to różniste sprzęta - HD, TDM, jakieś BMW i innsze...

Selfik przed startem i można jechać:

Jura to piękny zakątek naszego kraju - drogi różne (to nie problem dla TA) i super widoczki (to akurat radość dla oka).

Na starcie dostaliśmy roadbooka z instrukcjami jak dotrzeć do biura rajdu, gdzieś po drodze - na miejscu powitała nas radosna pani:


Zostaliśmy wysłani do góry Zborów:

A tak naprawdę to poszliśmy do Jaskini Głębokiej:

Zaopatrzeni w sprzęt BHP:

Pod opieką pani przewodnik ruszamy na zwiedzanie:

W środku dowiadujemy się co nieco o szpacie, stalaktytach, stalagmitach, polach ryżowych i innych formacjach naciekowych - dla mnie to nie nowość, ale trzeba przyznać, że przewodniczka fajnie opowiadała. Najlepszy był fragment o jadowitych pająkach - widzieliśmy bydlaki.


Po wynurzeniu się na powierzchnię mamy do rozwiązania quiz - wynik mamy 6/6 czyli nie może być lepiej.
Dostajemy cały zestaw zadań, mapę i od tej pory każdy jedzie wg wyznaczonej przez siebie marszruty (2 odcinki były obowiązkowe do przejechania, ale reszta jak kto woli - byle jak najmniej km zrobić).
W restauracji piejmy kawuśkę i wymyślamy plan - nanoszę go na mapę i dajemy.

Transalp to nie jakieś słodkie gilgotki - więc lecimy po drogach, które nie mają kategorii (co lepsze jedna z nich istniejąca na 2 gps'ach i mapie) okazała się prowadzącą przez ogródek.... coż właściciela przepraszamy za przejazd, ale tak wyszło.

Polami i szuterkami lecimy w stronę Podzamcza (Ogrodzieniec):

Wierszyk mówiący co mamy zrobić wspomina o koniu i Newtonie.... trochę ciężko to połączyć, ale jednak się udaje:

Renia stwierdziła, że chce dać buzi koniowi....tego zdjęcia nie opublikuje tutaj, ale grupowe z kuniem i owszem:


Dalej mamy odnaleźć fermę strusi.... da się zrobić - są i strusie:

Dowiedzieliśmy się co nieco o tych ptaszyskach i wiemy, że lubią lucernę:

Po zwiedzaniu fermy pogadaliśmy z załogą tygryska, ale co TA to TA - a nie jakiś tygrys no i na pierwszym skrzyżowaniu odpuścili - a my szuterkiem polecieliśmy do Pilicy, a potem na odcinek obowiązkowy, gdzie musieliśmy odnaleźć kościół.

Kolejny stop to mój pomysł -kilka razy jechałem tą drogą, ale tym razem stwierdziłem, że nie odpuszczę i stanęliśmy na :

Dalej też miejscowość, którą wreszcie trzeba sfocić:


Po drodze drugi kościółek mamy do odnalezienia:

Dalej bocznymi drogami do kolejnego PK - tym razem "synchroniczna jazda na nartach po trawie":

W Bobolicach mamy odczytać coś z tablicy przy zamku:


W Mirowie podobnie, z tym, że akurat tam odbywał się plener więc wyglądało to tak:

Przed Żarkami przy ruinach kościoła obywała się kolejna konkurencja - spacer z zawiązanymi oczami wg wskazówek 2 osoby - Renia z Kju walczyli dzielnie, ale zdjęcia będą kościoła zegarów słonecznych i kościoła.




oraz panorama z miejsca postoju:


Ostatni pkt zapowiadał się niezwykle ciekawie - no bo była to jaskinia w Dupce..... no coż niektórzy z nas mogą powiedzieć, że byli tam :P


Pozostało nam dojechać na metę co oczywiście robimy w trampkowym stylu - bo przecież nie po asfalcie:

Chwilę później dojeżdżamy do asfaltu, którym jadą 3 moto z rajdu i ich mina pt - skąd oni się do cholery tu wzięli stanowiła nagrodę dla nas  - w końcu to o czym mogą pomarzyć użytkownicy innych moto, na transpalpie się po prostu robi!
W momencie jak dotarliśmy na metę lunęło, idealne wyczucie czasu, ale równie szybko jak się zaczęło to się skończyło i wyszło słoneczko.

Zdaliśmy kartę, liczniki zostały spisane - zrobiliśmy średnio 127,5 km - co było jak wiemy najlepszym wynikiem inne konkurencje też poszły nam nie źle - ale wyniki będą znane dopiero dziś w nocy - jak poznam to się pochwalę - możecie też je sprawdzić na stronie rajdu: http://www.jurarally.pl/

W drodze powrotnej do Krakowa jechaliśmy zaraz po deszczu i praktycznie całą drogę towarzyszyła nam tęcza (a nawet 3 w najlepszym momecie):

W skrócie - znów było super :)



Dopisek z 12.06.2014: wg informacji na stronie organizatorów wynika, że zajęliśmy 4 miejsce, co biorąc poprawkę na nasze "drogi dojazdowe" uważamy za niezły wynik - ale my nie po wynik jechaliśmy tylko po dobrą zabawę.