środa, 28 maja 2014

Nie ma lipy - czyli wyjazd z faulstartem na zlot TCP w Lipie

Poniedziałek rano, kręcioł totalny, koło południa ruszam wg planu do Zielonej Góry, potem miało być nasze Bałtyckie Morze i finał w postaci zlotu Transalp Club Polska w Lipe.

Spakowany, uhahany załatwiam ostatnie sprawy w Bielsku, tankowanie i ruszamy w kierunku na Gliwice tzw "Wiślanką".
Spokojne tempo 80 - 90 - w pewnym momencie jakaś zła siła chce mi wyrwać kierownicę z rąk - zaliczyłem wystrzał dętki w przednim kole. Nie wiem jakim cudem nie było szlifu, udało się - Hania nie zrzuciła mnie z siodła, nie położyła się - po prostu w cholerę szczęścia.
Zjechałem na przystanek autobusowy, usiałem sobie i przez jakieś 5 minut siedziałem w stanie skupienia galaretki - tak mi łapy latały - praktycznie jak pijakowi na głodzie.

Zazdowniłem po assistace i zabrałem się za oglądanie szkód... poleciała tylko dętka (1,5 roczna miszelinka hd)

Załadowaliśmy Hanie na lawetę  -  w ten sposób cały i zdrowy (dzięki Bogu) wróciłem do domu.

Z kołem w ręku pojechałem do kondoniarza, założona została najgrubsza dostępna u "Olka" w sklepie dętka do TA.
Wtorek został zamiast jazdy, był dniem prac ogrodowych...środa rano ruszam po raz drugi na Lipę...po drodze miał do mnie dołączyć się kolega...ale się nie dołączył....i nie wchodźmy w szczegóły ;)
Po kimancji ruszyłem dalej na północ - za Włocławkiem był mały rally serivce - u gości od opon pożyczyłem klucz 30-tke, młotek i pobijak, aby dokręcić łożysko główki ramy.
Dojechałem do Tucholi - tutaj w IT zaopatrzyłem się w materiały propagandowe i ustaliłem z sympatycznymi paniami, gdzie można nad jeziorko zjechać, w celu konsumpcji śniadania.
Trzeba przyznać, że doradziły zacnie:

Pusto, woda, plaża, słoneczko i zadaszona wiata - chcieć czegoś więcej - no raczej nie da się.

Przeglądnąłem mapkę - poczytałem i już wiem jak pojadę na Lipę (do której na krechę mam jakaś godzinkę) - suma summarum dojechałem na 16 czyli po jakiś 6 godzinach :P

Pierwszym punktem zwiedzania była zabawa w archeologa - pojechałem zbadać gródek w Raciążu(y).
Piękne szuterki na legalu - buźka się śmieje - słoneczko świeci - jest bardziej niż OK.
Zostawiam Hanię na parkingu i jakieś 300-400 idę przez las na półwysep.


Na początku półwyspu jest fajna tablica, mapka:


A sam gród wygląda tak:


Przy każdym budynku (a raczej fundamentach) tablica opisująca co to było.

Jako ciekawostkę powiem, że brzeg jeziora i półwyspu stanowi granicę administracyjną miedzy województwami.

Powrót do asfaltu był równie fajny jak dojazd:



Potem wg mapy po lasach dojechałem do Wielkiego Kanału Brdy:


Dalej znów lasami, wśród cudownego zapachu sosnowych lasów dotarłem do Fojutowa, gdzie jest najdłuższy w Polsce akwedukt:



Cały kompleks jest pięknie wyremontowany, a widoki z wieży widokowej, to po prostu bajka.




Po Wielkim Kanale Bry przyszedł czas na zwiedzanie Małego Kanału:


Tutaj też jest kilka akweduktów - mniejszych niż w Fojutowie, ale całość robi niesamowite wrażenie:


Odrobina lansu Hania, pogawędziłem z miejscowym wędkarzem i pojechałem dalej szutrostradami:



Kolejny postój został spowodowany, fajną tablicą z nazwą miejscowości:


Jako, że w czasie spokojnej jazdy człowiek głodny się robi, więc przy jeziorku w ruch poszła kuchenka i był obiadek i kolejna sesja Hanki:


Pojedzony, pięknymi drogami:

Dotarłem do Lipy, gdzie zaczynał się dziać zlot TCP, o czym będzie w części kolejnej.
Na koniec fotka "Lipna":






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz