Pokazywanie postów oznaczonych etykietą transalpem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą transalpem. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 listopada 2015

Wyprawa wakacyjna - garść statystyk oraz dzieło - film z wyjazdu

Garść statystyk:

1 - tyle było gleb - Młody paciaka na parkingu zaliczył
2 - tyle dni z deszczem mieliśmy
3 - kraje zwiedzane
4 - litry oleju trzeba było wlać do moto (jakieś 60% do afryki)
12 - dni w trasie
~50 - groszy kosztował nas kilometr przygody (wliczam w to wszystkie koszta na nas dwóch)
ok 1000 km szutrów przejechaliśmy
3830 km - tyle dokładnie przybyło mi na liczniku

to co przeżyliśmy i pozostało we wspomnieniach jest niepoliczalne.

Na koniec wisienka na torcie, klejnot w koronie, Młody obrazem ruchomym przemówi:


niedziela, 10 maja 2015

Słowackie deszcze

Sobota 9 maja godzina przed 12, pomyślałem że można by się gdzieś wybrać, pogoda nie była jakaś zbyt dobra, jednak nie chcąc siedzieć w domu postanowiłem odwiedzić na chwilkę Słowację.
Plan był taki aby wybrać się odwiedzić małą fatrę - nie udało się ale o tym potem :P
Standardowo udałem się do Wisły trasą przez Górki Wielkie ( bo przecież nie będę dwu pasem jeździł :D ) z Wisły na Kubalonkę i tu pierwszy zonk - zaczyna kropić, ale mówię tak "jadę, zobaczymy co będzie dalej". Tak jadąc i obserwując chmury przybywam do Rajczy gdzie miałem 2 opcje - pakować się w pewny deszcz w okolicach Żywca lub przeczekać gdzieś i może pojechać dalej - wybrałem opcję nr. 2 Moim schronieniem przed deszczem stała sie opuszczona knajpa na granicy PL-SK.



Najczarniejsza chmura przeszła z dość dużą ilością deszczu więc postanowiłem ruszyć na spokojnie, bo po mokrym. Lekko się ochłodziło więc myślę włączę manetki, nagle motocykl gaśnie (tak jakby paliwo przestało dopływać) myślę sobie no ładnie. Szukam, dzwonię do wilqa - mówi żeby  poprawić wężyk od kranika, robię to ale motocykl dalej nie odpala ehh lekka panika ? Patrzę a tu przypadkowo wyłączyłem zapłon włączając manetki, nie wiem czy to przez ustawianie kierownicy, czy przez ostatnią glebę ale jakoś się przestawiło. Załączam zapłon, Hanka odpala bez żadnych problemów i lecę dalej. Niestety doganiam czarną chmurę i jadę w dość srogim deszczu, staję więc na przydrożnym przystanku w środku lasu (spełniał on również rolę miejscowego kasza na śmieci)



Deszcz ustaje, więc jadę dalej, ale cały czas ścigam czarną chmurę, podejmuję decyzję "nie dziś, nie teraz, jeszcze tu wrócę..." Obracam się o 180 stopni i widzę że w drugą stronę nie będzie tak źle.
Ustalam cel alternatywny - jezioro Orawskie (Oravská priehrada). W okolicach Namestowa znów zaczyna padać, ale nie odpuszczę bez foty przy jeziorze (zresztą bardzo ładnym). Jadę szukając fajniej miejscówki i wreszcze trafiam na mały taras widokowy przy samej zaporze i w tym momencie nagle przestaje padać - to znak że to to miejsce, a więc cykam foty.





Tysiące muszek które nie były jakoś specjalnie groźne  kłębiły się w "chmurach" a że było tam bardzo cicho usłyszeć można było jak jezioro bzyczy ( nie mylić z bzykaniem)

Piaskowy 3 maja czyli wizytacja u KJU

Może najpierw się przedstawię bo od teraz nie tylko wilqu będzie prowadził tego bloga. Mam na imię Marcin ale Młody to lepsze określenie :) tak się złożyło ze jestem bratem wilqa. Od listopada posiadam prawko kat. A oraz trampka znanego z tego bloga a więc starą, dobrą Hanię. Dobrze nie przedłużając witam i zapraszam :)
Od dłuższego czasu zastanawialiśmy się gdzie by tu pojechać w weekend majowy (w planach były Bieszczady, opolskie lub dolny śląsk), pogoda jednak nie rozpieszczała. W rozmowie telefonicznej wilqa z kolegą z forum TCP (KJU) zapraszał on na kawkę gdyby wyżej wymienione plany się nie udały. Wreszcie 3 maj przywitał nas ładną pogodą która zachęcała do jakiegoś wypadu. Postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia i wybraliśmy się w stronę Olkusza.
Szybkie tankowanie na pobliskiej stacji i w zasadzie równie szybki przelot do Olkusza.
Po dojechaniu na miejsce zostaliśmy ugoszczeni pyszną kawką ( która postawiła mnie na nogi) i ciastkami równie dobrymi. (dziękujemy Renia :) )
W rozmowie okazało się że KJU nie ma zbyt wiele czasu na jazdy, ale poprowadzi nas kawałek przez okoliczne piaski... i się zaczęło :D
Najpierw niewinna drużka z drobnych kamyczków przerodziła się w piaskową drogę z korzeniami. Może na bardziej doświadczonych motooperatorów nie zrobiłoby to wrażenia ale dla mnie to był pierwszy kontakt z piaskiem na motocyklu. Co ciekawe, dla mnie obyło się to bez żadnej gleby (do czasu)... Wilqu leżał ze 3 razy jednak oponka w afryce nie wyrabiała za bardzo. W pewnym momencie wpadliśmy na leśną autostradę - widok nieziemski w środku lasu droga z bardzo drobnych kamyczków szerokości ok 10 m. Wyjechaliśmy na asfalt po czym po chwili stanęliśmy obok piaskowej hałdy na którą również nie omieszkaliśmy wjechać. Piękny widok zmusił nas do chwilowego postoju.
autor na piaskowej hałdzie :P
KJU pokazał w oddali górkę o jakże ładnej nazwie "Piekiełko" ciekawe czemu ? Po czym dodał (do wilqa) :
- to zobaczymy czy ta twoja afryka jest taka terenowa :)
Nie pozostało nam nic innego ażeby to sprawdzić. Dotarliśmy i zdobyliśmy szczyt co zostało skomentowane:
- ...jednak jest terenowa 
Na szczycie zastaliśmy rowerzystę który przyjechał posiedzieć trochę w spokoju - no cóż nie za bardzo mu się to udało, ale nie był źle nastawiony także nie robił problemu.


Porozmawialiśmy trochę, KJU jednak trochę zaczął się spieszyć a więc postanowiliśmy że my ruszymy własną droga a KJU wróci swoją. 
Po pożegnaniu się z rowerzystą ruszyliśmy w dół. Jak wiadomo prościej wyjechać niż zjechać ( po doświadczeniach rowerowych gdzie jest odwrotna zasadza, ja o tym nie wiedziałem) 
Śliski korzeń, trochę paniki i moto leży o mało nie wykęcając mi kolana. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach, ze sprzętu ucierpiał nowo założony voltomierz oraz nabyłem swoją pierwszą motocyklową rysę :D
         
  Po dojechaniu w dół KJU pojechał w stronę domu a my w sumie też, jednak Trzebinię ( bo tam w zasadzie wychował się wilqu a ja sobie raczkowałem :D ) opuściliśmy jakiś czas temu więc w pewnym rodzaju był to powrót do wspomnień. Tereny wokół naszego "starego" domu też niczego sobie na lekki offik, także swoje przejechaliśmy.
Krótka przerwa na uzupełnienie płynów i podjęliśmy decyzję że zawitamy jeszcze do Czernej ( też jest to miejsce z dużą ilością wspomnień ale nie ważne :P )

Po dojechaniu na miejsce postanowiliśmy powrót do Bielska zachaczając jeszcze o zamek w Tentycznku. Po drodze z afryki wypadł przekaźnik pompy paliwa, na szczęście go znaleźliśmy.



Przy zamku ostatnie foto i powrót do Bielska na spokojnie i bez przygód. Zrobiliśmy w sumie nie wiele, bo ok. 200 km. Ale za to bardzo przyjemnych kilometrów.
Poniżej klip zmontowany przeze mnie - zapraszam :

piątek, 1 maja 2015

Pierwsze lajtowe offy - czyli szybki wypad do kapliczki

Wieczorem padł pomysł szybkiego wypadu na lajtowe... no to następnego dnia realizujemy.
Do Bystrej lecimy z Młodym, a na miejscu czeka na nas Mygosia.
Kobiety puszczamy przodem...tzn Mygosia prowadzi nas po polach, łąkach, budowie S69-tki - celem naszym jest kapliczka...


Na miejscu okazje się, że Babcia zgubiła śrubkę, więc uskuteczniony zostaje rally-sevie (chwała dla Gosi za posiadanie trytytek, a dla wszystkich przypomnienie - wozimy ten cud nauki ze sobą zawsze i wszędzie - przydaje się);

Finalnie wszystko pięknie gra:

Teraz czekamy co za pogodę nam weekend majowy przyniesie...niestety kolejnego MTR-u w tym roku nie będzie...czyli jakiś plan trzeba wymyślić samemu.


niedziela, 19 października 2014

Jesienne latanie z "murzynami" - czyli lajtowe beskidzkie offy

Korzystając z pięknej pogody i faktu wraz z ekipą Forum Africa Twin z Bielska wybraliśmy się na tzw lajtowe offy, w składzie 2xAT, 1xTA oraz 1x DR
Zbiórka w Ligocie, potem do Międzyrzecza nad rzeczkę, gdzie Wilczyca strzela nam pierwsze foty:



Dalej ja przejmuję prowadzenie - decydujemy lecimy do Wisły, a potem do Brennej - oczywiście jeśli się da unikając asflatu...mało takich odcinków zostało, ale zawsze coś da się legalnego znaleźć.

W Brennej mamy misje - sprawdzić tor crossowy, na który chłopaki dostali namiary, że gdzieś podobno jest, właściciel podobno ma kawał lasu i tam można sobie za opłatą polatać.
Po dwukrotnym zabłądzeniu trafimy...faktycznie właściciel przedstawiam nam ofertę - oczywiście my jesteśmy jak niewierne Tomasze i musimy na własne oczy zobaczyć.
Gość patrzy po naszych moto, po nas i z lekkim drwieniem w głosie zadaje pytanie - wy serio chcecie tam wyjechać? Po czym w klapeczkach siada na CFR250L i daje w górę. 
Podjazd do toru okazał się być dużo trudniejszy niż sam tor....na który dotarła połowa, jedna afryka i dr-ka.


Pokonani przez naturę przypuściliśmy atak z buta:

Tor został zbadany, motocykle zadowolone (tzn te co dotarły szczęśliwe są):


Przed nami jednak najciekawsza część - trzeba wrócić (zdjęcia nie oddają jak stromo było). Po raz pierwszy sprowadzałem motocykl z górki - zapłon wyłączony, jedynka wbita - hamowanie za pomocą hamulca i sprzęgła.



Ile radości może dać chodzenie po w miarę płaskim podłożu to chyba po minie kolegi widać:


Nasza wyjazdowa pani fotograf ujęła mnie jak walczę...jazda bokiem jest fajna, ale jazda bokiem w dół już nie koniecznie:


Robota wykonana - odpoczynek na wypłaszczeniu należy się w 100%:


Na koniec znów filmik z wyjazdu, montaż oczywiście by Młody - niestety nie ma kawałka z dojazdem i zjazdem z toru, bo bateria stwierdziła, że padnie i ma to w gdzieś.




ps. Zdjęcia są nie mojego autorstwa - prawa autorskie należą do Wilczycy.





piątek, 10 października 2014

Narabiamy zaległości - czyli Beskid Żywiecki z przewodnika Skody 4x4

Sezon już powoli dobiega do końca...mało się jeździło (a jeszcze mniej fociło)...

W tzw międzyczasie był zlot TCP w Świętokrzyskim (fot brak), potem pojechaliśmy w góry wg trasy przewodnika Skoda 4x4 i o tym dziś się po produkuję

Prognoza pogody była zacna - epika się zebrała w Bystrej, potem boczkami pojechaliśmy do Rajczy..były gleby, było błoto i było fajnie - tak, tak na "dojazdówce" gleby szły.
Akurat tak się złożyło, że wyjazd był też testem dla wymarzonych sidi "adveszczrów" - przyszły, taki piękne były.... no były, ale przynajmniej paluchy u nogi całe.

Sama trasa ma kształt 8 - początek, koniec i prawie półmetek są w centrum Rajczy. Oczywiście przed wyjazdem zrobiłem mały wywiad i mała być rzeź niewiniątek, no cóż TA do lekkich sprzętów nie należy, ale słowo się rzekło - ruszamy  z Rajczy.

Pierwsza wspinaczka w górę, potem granią, w dół do Rajczy i druga pętelka z "ósemki".


Po drodze przerwa na ognisko, kiełbaskę oraz pogaduchy.


Cała trasa kończy się pięknym, długim, stromym zjazdem, gdzie po raz pierwszy przekonuję się, że zjazd może być trudniejszy niż podjazd. Mniej więcej w 2/3 od szczytu odpoczywamy wszyscy...motory i jeźdźcy:




Przewodnik Skody trzeba przyznać, że napisany nieźle - nie było rozbieżności metrażowych i prawnie bez błędów (z małymi nawrotkami) - na załączonej mapce nasza trasa znaczona jest na szaro.

Na koniec zapraszam na film z trasy - oczywiście montaż by Młody.





sobota, 14 czerwca 2014

Jura Rally - czyli translpem zrobisz to o czym inni mogą pomarzyć

Po powrocie z Lipy nic już nie było  takie samo - zlot super, ludzie jeszcze bardziej - ciężko na tryb codzienny się przestawić....
Jakiś czas po zlocie dzwoni do mnie Kju z tekstem słuchaj jest rajd nawigacyjny na Jurze (czyli prawie w domu) jedziemy?
Tydzień później już byliśmy zgłoszeni.
Nastał dzień rajdu - sobota...pobudka o 6 rano w dzień wolny nie jest konieczne przyjemna, ale co zrobić.
Przebijam się przez pusty Kraków - potem ok 100 km do bazy rajdu i parę chwil po 8 rano melduję się na starcie - Kju jeszcze w drodze, więc część formalności załatwiam  i czekam...
Są - decydujemy się na szybki start i to była dobra decyzja - o czym przekonamy się później.
TA były aż dwa - reszta to różniste sprzęta - HD, TDM, jakieś BMW i innsze...

Selfik przed startem i można jechać:

Jura to piękny zakątek naszego kraju - drogi różne (to nie problem dla TA) i super widoczki (to akurat radość dla oka).

Na starcie dostaliśmy roadbooka z instrukcjami jak dotrzeć do biura rajdu, gdzieś po drodze - na miejscu powitała nas radosna pani:


Zostaliśmy wysłani do góry Zborów:

A tak naprawdę to poszliśmy do Jaskini Głębokiej:

Zaopatrzeni w sprzęt BHP:

Pod opieką pani przewodnik ruszamy na zwiedzanie:

W środku dowiadujemy się co nieco o szpacie, stalaktytach, stalagmitach, polach ryżowych i innych formacjach naciekowych - dla mnie to nie nowość, ale trzeba przyznać, że przewodniczka fajnie opowiadała. Najlepszy był fragment o jadowitych pająkach - widzieliśmy bydlaki.


Po wynurzeniu się na powierzchnię mamy do rozwiązania quiz - wynik mamy 6/6 czyli nie może być lepiej.
Dostajemy cały zestaw zadań, mapę i od tej pory każdy jedzie wg wyznaczonej przez siebie marszruty (2 odcinki były obowiązkowe do przejechania, ale reszta jak kto woli - byle jak najmniej km zrobić).
W restauracji piejmy kawuśkę i wymyślamy plan - nanoszę go na mapę i dajemy.

Transalp to nie jakieś słodkie gilgotki - więc lecimy po drogach, które nie mają kategorii (co lepsze jedna z nich istniejąca na 2 gps'ach i mapie) okazała się prowadzącą przez ogródek.... coż właściciela przepraszamy za przejazd, ale tak wyszło.

Polami i szuterkami lecimy w stronę Podzamcza (Ogrodzieniec):

Wierszyk mówiący co mamy zrobić wspomina o koniu i Newtonie.... trochę ciężko to połączyć, ale jednak się udaje:

Renia stwierdziła, że chce dać buzi koniowi....tego zdjęcia nie opublikuje tutaj, ale grupowe z kuniem i owszem:


Dalej mamy odnaleźć fermę strusi.... da się zrobić - są i strusie:

Dowiedzieliśmy się co nieco o tych ptaszyskach i wiemy, że lubią lucernę:

Po zwiedzaniu fermy pogadaliśmy z załogą tygryska, ale co TA to TA - a nie jakiś tygrys no i na pierwszym skrzyżowaniu odpuścili - a my szuterkiem polecieliśmy do Pilicy, a potem na odcinek obowiązkowy, gdzie musieliśmy odnaleźć kościół.

Kolejny stop to mój pomysł -kilka razy jechałem tą drogą, ale tym razem stwierdziłem, że nie odpuszczę i stanęliśmy na :

Dalej też miejscowość, którą wreszcie trzeba sfocić:


Po drodze drugi kościółek mamy do odnalezienia:

Dalej bocznymi drogami do kolejnego PK - tym razem "synchroniczna jazda na nartach po trawie":

W Bobolicach mamy odczytać coś z tablicy przy zamku:


W Mirowie podobnie, z tym, że akurat tam odbywał się plener więc wyglądało to tak:

Przed Żarkami przy ruinach kościoła obywała się kolejna konkurencja - spacer z zawiązanymi oczami wg wskazówek 2 osoby - Renia z Kju walczyli dzielnie, ale zdjęcia będą kościoła zegarów słonecznych i kościoła.




oraz panorama z miejsca postoju:


Ostatni pkt zapowiadał się niezwykle ciekawie - no bo była to jaskinia w Dupce..... no coż niektórzy z nas mogą powiedzieć, że byli tam :P


Pozostało nam dojechać na metę co oczywiście robimy w trampkowym stylu - bo przecież nie po asfalcie:

Chwilę później dojeżdżamy do asfaltu, którym jadą 3 moto z rajdu i ich mina pt - skąd oni się do cholery tu wzięli stanowiła nagrodę dla nas  - w końcu to o czym mogą pomarzyć użytkownicy innych moto, na transpalpie się po prostu robi!
W momencie jak dotarliśmy na metę lunęło, idealne wyczucie czasu, ale równie szybko jak się zaczęło to się skończyło i wyszło słoneczko.

Zdaliśmy kartę, liczniki zostały spisane - zrobiliśmy średnio 127,5 km - co było jak wiemy najlepszym wynikiem inne konkurencje też poszły nam nie źle - ale wyniki będą znane dopiero dziś w nocy - jak poznam to się pochwalę - możecie też je sprawdzić na stronie rajdu: http://www.jurarally.pl/

W drodze powrotnej do Krakowa jechaliśmy zaraz po deszczu i praktycznie całą drogę towarzyszyła nam tęcza (a nawet 3 w najlepszym momecie):

W skrócie - znów było super :)



Dopisek z 12.06.2014: wg informacji na stronie organizatorów wynika, że zajęliśmy 4 miejsce, co biorąc poprawkę na nasze "drogi dojazdowe" uważamy za niezły wynik - ale my nie po wynik jechaliśmy tylko po dobrą zabawę.