piątek, 20 listopada 2015

Wyprawa wakacyjna - garść statystyk oraz dzieło - film z wyjazdu

Garść statystyk:

1 - tyle było gleb - Młody paciaka na parkingu zaliczył
2 - tyle dni z deszczem mieliśmy
3 - kraje zwiedzane
4 - litry oleju trzeba było wlać do moto (jakieś 60% do afryki)
12 - dni w trasie
~50 - groszy kosztował nas kilometr przygody (wliczam w to wszystkie koszta na nas dwóch)
ok 1000 km szutrów przejechaliśmy
3830 km - tyle dokładnie przybyło mi na liczniku

to co przeżyliśmy i pozostało we wspomnieniach jest niepoliczalne.

Na koniec wisienka na torcie, klejnot w koronie, Młody obrazem ruchomym przemówi:


Wyprawa wakacyjna - dzień jedenasty i dwunasty - wracamy do domu

15.08.2015

Pobudka, a że nie ViRowialiśmy ostro, więc nie było źle.
Próbujemy zjeść śniadanie, ale ze względu na ponadnormatywne stężenie os  na M^3 powietrza po pierwszej kromce poddajemy się. Pakujemy namiot, parę miśków na pożegnanie, z tymi co do żywych wracali - czy ja już pisałem, że Podlasiaki to fajna ekipa? Jeśli nie, to piszę to teraz, a nawet jak się powtarzam to też nic nie szkodzi.

Jazda przez puszczę Augustowską, poranne przyjemne temperatury spowodowały, że jechałem jak w transie - po prostu- ja i moto to było jedno, macie tak czasem? Nawet zatrzymywać się nie chciało.

No własnie, za brak elementarnej kultury (tzn łapę w górę podniosłem, ale się nie zatrzymałem/liśmy) przepraszamy ekipę co na ViR jechała (ta co z Mygosią była - bo chwilę później dostałem sms'a prawie z pogróżkami ;) )

W Dąbrowie Białostockiej karmimy motocykle, i dalej w stronę granicy, na szutry.

Gdzieś na po drodze, w cieniu drzew kończymy nasze śniadanie:



i dalej rozkoszujemy się jazdą.
Kolejny punktu postojowy - Kruszyniany:




Mieliśmy tam obiad jeść, ale było chwilę do południa, więc za wczesnie. Suniemy wzdłuż granicy, mijamy Bobrowniki (górą).
W Michałowie pod cerkwią narada bojwowa, co robimy - oczywiście poza faktem, że jedziemy.

Decyzja - obijamy od granicy i dajemy do Warki na kamping - to była bardzo zła decyzja, o czym za chwilę.

Droga była nudna, więc nic nie pisze na jej temat - kamp w Warce, miejsce, które kiedyś stało na wysokim poziomie, było muzeum karawaningu, było spokojnie.... na pozór dalej tak jest, ale pozory mylą.

Poszedłem na recepcje, cena ok, miła gadaka, no to skoro miejsce przeze mnie nie raz sprawdzone zostajemy - kąpiel (sanitariatów jeszcze nie zepsuli),  żarcie w restauracji też spoko, ale armagedon przyszedł po 22.

Okazało się, że ten pier.....ośrodek nie uznaje ciszy nocnej, bo sami organizują koncerty kapel disco-polo (co piątek i sobotę) - na nasze nieszczęście była sobota - na które przyjeżdżają ludzie z okolic, w tym stolicy, na wsiowe potańcówki (wiejskie są na poziomie)...
Koło 2 w nocy nie wytrzymałem i poszedłem do ciecie pogadać - rozmowa naprawdę była na poziomie, przyznał, że recepcja robi ludzi w uja (bo jest regulamin, gdzie pisze, że nie ma ciszy, ale poinformować o tym to nie łaska). W skrócie - nie jeździjcie tam no chyba, że lubicie napieda...ce discopolo do 3 nad ranem - gdybym wiedział to co wiem dziś pewnie spokojnie nad Pilicą byśmy kimali gdzieś na dziko.
Kamp, który należy omijać (na pewno w weekendy) jest tu - 51.779258, 21.188679.

16.08.2015

Rano, wkurw...., nie wyspani uskuteczniamy szybie pakowanie bo piękna chmura szła...
Po spojrzeniu na http://www.radareu.cz, widziałem, że nie ma opcji - zleje na nas.

Pierwsze krople spadły już pod Białogrzegami - na przystanek pks-u pogodzeni z losem jemy śniadanie, ubieramy przeciwdeszczówki i jedziemy do domu.

To co było dalej można określić jaki rzeź. Zalane drogi (w jednym miasteczku przed Końskim wody miałem po pół koła z przodu - skąd pewność, a no musiałem się na lewoskręcie zatrzymać, więc i butom się dostało), ulewa taka, że widoczność 200 metrów to był sukces (oczywiście żadnego miejsce do zatrzymania się) i tego typu przyjemności - o zefirku łamiącym gałęzie nie wspominam.

W okolicy Szczekocin przestało padać, tylko wiatr został.

Przedostatni postój wypadł w Olkuszu, żeby moto nakarmić, sami też jakąś zapiekankę wciągnęliśmy, kawa i strzała....w kolejne oberwanie chmury.

W Trzebini rozbiliśmy ostatni postój, część rodziny stąd pochodzi i akurat parę dni wcześniej była rocznica śmierci naszego dziadka...chcieliśmy zapalić świeczkę, ale delikatnie mówiąc warunki meteo nie sprzyjały - mam nadzieję nam, że wybaczy ten detal.

Godzinkę później zajeżdżamy do Międzyrzecza, żółwik z Młodym i ja do domu pędzę, gdzie kwadrans później finalnie kończymy wyjazd.


Wyprawa wakacyjna - dzień dziesiąty - dookoła jeziora Wigry

14.08.2015

Po wieczornym ViR-owaniu z Podlasiakami  :D wstajemy w wstanie zadziwiająco dobrym i powoli zabieramy się za sniadanko - plan na dziś rundka dookoła Wigier.



Jedziemy w 4 motocykle, poza nasza dwójka, para na lżejszych sprzętach: Jola na DR350 oraz Tomek na XR-ce.
Planujemy spokojne szuteki - co chyba wyszło nam dość dobrze, chociaż i kawałki asflatu były.



W czasie tej przerwy miałem możliwość przejechać się na XR-ce, niezły dzik, ale jak tylko wsiadłem na "Babcie" - wiedziałem, że to moje moto, nie telepie, spokojnie i komfortowo - choć różnice w masie czuć - po prostu inna bajka, inne zastosowanie.

Jadąc dalej wzdłuż jeziora trafiamy na miejscówkę, gdzie możemy zostawić motocykle i podejść nad wodę:



Woda w Wigrach jest czyściutka, w końcu to park narodowy:



Widoczki z reszta też niczego sobie:



Na pomoście przedstawiciel lokalnej młodzieży robi nam fotę:



Ruszamy dalej - jedziemy pod klasztor:



Znów zestawem, szutro-asfaltowym wracamy do Płaskiej, gdzie się rodzielamy: Jola i Tomek idą do Wodnika, a z Młodym jedziemy jeszcze na koniec Polski - na przejście graniczne na kanale Augustowskim:



Po powrocie na pole namiotowe zaliczymy kąpiel w jeziorku, i małe zabawy z apratem - oto wilq'u wodny:



oraz siakieś wodorosty:



Dzień kończy piękny zachód Słońca:



Jeszcze chwila integracji i spadamy w kimę, przed nami znów sporo kilometrów.